Tomasz Nowak OP
Rozmowy

Zmuszanie jest drogą do nikąd

Z Tomaszem Nowakiem OP, youtuberem, dominikaninem, autorem kilku książek i księdzem patrzącym na ludzi i Kościół inaczej niż większość, spotkałam się w chłodny, marcowy dzień. To było piękne spotkanie i cudowna rozmowa, która przede wszystkim zostawiła we mnie przekonanie, że kluczem miłości jest zostawienie drugiej osobie zdrowej wolności i możliwości decydowania o sobie. Pomimo wielu prywatnych trudności w trakcie redagowania wywiadu, w końcu mogę się nim z Tobą podzielić! Zapraszam Cię do przysłuchania się naszej rozmowie, w której wiele o tym, jak znaleźć swoje miejsce na ziemi, co dało ojcu należenie do kilku subkultur, co Ty możesz zrobić, żeby poczuć się dobrze w tym świecie, ale też dlaczego zmuszanie innych do czegokolwiek jest drogą do nikąd. 

Co w sytuacji osoby, która czuje się nieprzyjęta, która nie miała takiego szczęścia, jak Ojciec, żeby być zaakceptowanym w Kościele? Co może zrobić? Skąd czerpać odwagę do pójścia za tym, co się czuje, a nie za tym, co mówią ludzie naokoło?

Pierwsza odpowiedź, jaka odruchowo mi się pojawia, to poszukaj sobie takiego świata, w którym będziesz przyjmowany. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest łatwe. Poza tym, jak już się taki świat znajdzie, to on jest często pozorny.
Kojarzę moich kolegów, których rodzice wywalali z domu, czy po których stronie nikt w szkole nie stanął. To jest skomplikowane i mocno złożone. Trudno, żeby w nas nie było takiej postawy, że z jednej strony jesteśmy tym punkowcem czy hipisem, mamy takie, a nie inne wartości i idee, ale równocześnie towarzyszy nam lęk czy to w co wierzymy i co wyznajemy, jest rzeczywiście tym czemu ufamy.
Przez to nie ma się spokoju i pewności, że wiemy, w co wierzymy. Gdyby człowiek posiadał pewność do tego, co uważa, to szukałby takiego świata, w którym będzie mógł swobodnie działać i funkcjonować. Będzie akceptowany. Odnajdzie kogoś, kto myśli podobnie i będzie razem z nim tworzył życie. Często my sami potrafimy kwestionować to, w co wierzymy. Boimy się i reagujemy agresywnie, bo czujemy, że to nie jest dla nas na tyle mocne, żeby się obroniło.

Wspomniał Ojciec o tym spokoju, który mamy, jeśli poczujemy, że wierzymy w coś naprawdę. Jak go w ogóle znaleźć? Jak zyskać takie przekonanie, że to jest słuszne?

Musi się kilka razy potwierdzić, że nie ma innej drogi. Coś odkryłem, na coś wpadłem, widzę, że to jest prawdziwe i spójne, ale muszę to potwierdzić. To się dzieje na różne sposoby. Czasem potwierdzą to ludzie, czasem to się samo potwierdza przez fakt, że działa i daje dobre owoce.

Z tego, co Ojciec mówi, wybrzmiewa, że należy danemu człowiekowi dać wolność i pozwolić mu szukać. Nie pomagać Panu Bogu tak bezpośrednio, bo On sobie poradzi.

O tym, że Pan Bóg sobie poradzi, jestem absolutnie pewien. Wszystkie sytuacje, których doświadczam mnie w tym utwierdzają. Nie ma lepszego pomysłu niż dać wolność. Z jednym wyjątkiem – gdy ktoś chce działać destrukcyjnie dla siebie samego lub innych. Natomiast, jeżeli ktoś nie krzywdzi siebie samego lub innych, to wolność jest dla mnie oczywista. Tylko w przestrzeni wolności można odkryć prawdę czy nieprawdę. Odkryć wartość tego, co się uważa, czy czym się kierujemy w życiu.

Ktoś by mógł w tym momencie powiedzieć, że to się może wiązać z jakimś niebezpieczeństwem. Zwłaszcza w Kościele mam takie poczucie, że ciężko jest dawać innym osobom wolność do poszukania swojej drogi.

Troszkę jesteśmy zakładnikami starego myślenia. Nie chcę mu odbierać racji zupełnie, ale myślę, że w naszych obecnych czasach ono nie działa. Obrazowo przedstawiam to tak:

Była sobie kiedyś rama, w której trzeba się było zmieścić, jak się nie mieściłeś, to się nie nadawałeś, a jak się mieściłeś, to było okey. To było czarno białe – albo tak, albo tak. Można by to nazwać np. myśleniem dogmatycznym. To nie znaczy, że dogmatyka czy prawdy, które zostały przez wieki odkryte nie są istotne. Ale one nie są do tego, by je narzucić. Takiego Boga, jakiego ja znam, to jest Bóg wolności. On zawsze mówi, jeśli chcesz mam dla Ciebie taką propozycję, takie zaproszenie, takie dary… Stawiam to przed tobą. Zawsze tam jest wolność. Możesz wybierać nawet złe rzeczy.

Przed zostaniem księdzem, był Ojciec w różnych subkulturach. Jak Ojciec trafił w to środowisko?

Ostatnio sam przed sobą się przyznaję, że w moim środowisku, świecie było ciasno. Często jako nastolatek czułem się nierozumiany i nieprzyjmowany. Próbowali mnie wsadzić w ramy, w których się nie odnajdywałem. Moją reakcją było to, że próbowałem się uwolnić od tego, co ktoś o mnie myślał, czy jak mnie widział. Jednocześnie widziałem w sobie, że to, co inni mówią i myślą na mój temat, to jest nieprawda. Widziałem, że to, w co inni chcą mnie włożyć nie zgadza się ze mną. Nie chciałem w tym być. Zrodził się we mnie bunt i szukałem kogoś, do kogo byłoby mi bliżej. Kogoś, kto by mnie lepiej zrozumiał i przyjął takim, jakim jestem.

Gdzie Ojciec trafił?

Pierwszym takim środowiskiem było środowisko punk rockowe. To było adekwatne z moim buntem, z wewnętrznym krzykiem. Ten sposób ubierania się, muzyki, zewnętrznego wyrazu był adekwatny do mnie z tamtego czasu.
Później zobaczyłem, że to, co znajduję w subkulturze punkrockowej też mnie nie definiuje. Nastąpiła, więc zmiana na bycie hipisem. Odkryłem, że bliżej mi jest do pokoju, bluesa, do innego wyrażania siebie.
Z „hipisowstwa”, wydobyły mnie klimaty folkowe. Zacząłem grać muzykę z ameryki południowej. Słuchać folkowej polskiej. Następnie była faza jazzowa.
Dzięki temu zobaczyłem, że człowieka nie określa jedna subkultura, czy jedna forma. Jesteśmy bogatsi od tego.
Kolejnym znaczącym etapem było poznanie Jezusa, który jakoś mi to wszystko połączył. Przyjął mnie takiego jakim byłem. Nie zauważyłem, żeby On stawiał opór, którejkolwiek z tych przestrzeni. W tych wszystkich zmiennych, o których tu mówię Pan Jezus to była taka „stała”.

Jak to możliwe, że stałą w tym wszystkim był Pan Bóg?

Zawsze byłem wierzący. Jak miałem irokeza na głowie, to chodziłem do kościoła jako ministrant. Proboszcz trochę kazał mi go przyklepać, ale taki właśnie chodziłem. Jak byłem w grupach religijnych, to do końca tam nie pasowałem. Byłem tak radykalny w wyrazie, że trochę się mnie wszyscy bali. Nie wiedzieli, co ze mną zrobić, więc zostawiali mnie w spokoju. Z perspektywy czasu myślę, że to było dla mnie szczęśliwe. Nikt mnie nie naciskał. Pozwalali mi iść swoją ścieżką. Poznawałem tylko najfajniejszych księży, bo tylko tacy chcieli się ze mną zadawać. Inni się mnie bali (śmiech). Dzięki temu miałem spokój – nikt mi nie kazał nic strzyc czy jakoś zmieniać. Poznawałem tylko tych, którym to nie przeszkadzało.

Co ten czas w subkulturach, Ojcu dał?

Dało mi to wolność w podejściu do różnych ludzi. Przyznam, że nie widziałem tego przez dwadzieścia czy trzydzieści lat i dopiero teraz zaczynam to widzieć.
Jako kaznodzieja spotykam mnóstwo różnych ludzi. Przeciw kościołowi, z kościołem, buddystów, muzułmanów i ja w ogóle nie mam z tym problemu. Czasem zastanawiam się, dlaczego tak jest. Odpowiedź przychodzi momentalnie – bo byłeś w takich światach, subkulturach i poznałeś tak różnych ludzi, że na Tobie to teraz nie robi wrażenia. To, że ktoś jest inny, że inaczej myśli, że nie jest poukładany nie stanowi większego problemu. Takich ludzi znałem, wśród takich się wychowywałem, więc teraz też mi nie przeszkadza, że tacy są. To, że ludzie są w kościele, ale też, że się buntują – mnie to w ogóle nie dziwi. Po prostu tak ludzie mają i już. 

Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna myśl dotycząca mojej mamy. Szczerze, to trochę bym zwalił na nią (śmiech). Byłem punkowcem, mój młodszy brat, heavy metalowcem, starszy nowa fala. My jej puszczaliśmy tę muzykę, a ona nas przyjmowała. Teraz tak sobie myślę, że ona nam pokazała, że takich nas da się przyjmować. Tym samym dla mnie było oczywistym, że ludzi się przyjmuje takimi, jakimi są. Jednocześnie natomiast ona mówiła, że tego nie rozumie, że jest to dla niej za głośne, ale że lubi reagge. Pokazała mi, że nie trzeba czegoś lubić czy odnajdować się w tym, żeby kogoś przyjmować. To mnie nauczyło przyjmować ludzi takich jakimi są. Z ich humorami, poglądami czy dziwnymi rzeczami, które robią.

Jest Ojciec w tym momencie kaznodzieją i bardzo dużo jeździ po Polsce i za granicą. Kiedy Ojciec znalazł to swoje miejsce tak na 100%?

Takim momentem przełomowym była rozmowa z prowincjałem ok. 10 lat temu. On powiedział mi tak: „Tomku, Twoim nieszczęściem jest to, że możesz robić dobrze dużo różnych rzeczy. Umówmy się, że za rok zostaną z nich 3”. Jak on mi to powiedział, bardzo mocno zastanawiałem się, o co mu chodzi – jakie 3? Po tym czasie zawężania swojej tożsamości, który trwał do 3 lat doszedłem do wniosku, że jestem Tomasz kaznodzieja. Jeśli teraz miałbym coś o sobie powiedzieć, to właśnie tyle. Jak coś jest kaznodziejskie, to biorę, jak nie, to nie biorę. Teraz mam to bardzo sprecyzowane.

A jak Ojciec do tego doszedł?

Modliłem się, ale patrzyłem też, co robię bez zastanowienia, w co od razu wchodzę. Jednym z takich obszarów była współpraca z muzykami. Nawet jak nie chcę, to jakieś projekty się pojawiają. To działa jak magnes – samo się dzieje. Oprócz tego dużo rozmawiałem i starałem się żyć bardziej świadomie. Patrzyłem, co lubię, co jest moje, a co nie. Eliminowałem to, co nie było moje i wzmacniałem to, co odkrywałem, że moim jest. Jeśli tak działasz, to później odkrywasz, od czego jesteś w tym świecie.

Co Kościół może dać ludziom?

Kościół może człowiekowi ukazać Boga, pomóc Go szybciej znaleźć. Nie musimy na nowo wszystkiego wymyślać. Ktoś mi powie, że tak jest okey, a tak nie. Owszem – ja muszę sobie to i tak sam sprawdzić, ale już wiem, co sprawdzać. To trochę jak w nauce – szukam, ale już są pewne odkrycia. Coś co powinno być głównym działaniem Kościoła, to pomóc człowiekowi zbliżyć się do Boga. Niestety tak jak mówisz, często jest to doświadczanie odwrotne – Kościół jest bardziej przeszkodą albo pokazuje Jego nieprawdziwe oblicze. Karykaturę czy coś lub kogoś, kim Bóg nie jest…

Czy tylko w Kościele można znaleźć Boga czy poza Kościołem też?

Oczywiście, że można Go znaleźć też poza Kościołem. Kościół Boga nie ogranicza. Bóg jest dużo szerzej obecny. Ja Kościół postrzegam jako taką soczewkę, przez którą można lepiej, precyzyjniej coś zobaczyć. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jest wyczyszczona (śmiech).

I tak na zakończenie pytanie mocno w klimacie mojego bloga i studiów – jak Ojca zdaniem osiągnąć w życiu sukces?

Żyć w zgodzie ze sobą. W tym jest: i uszanować siebie, i o tym jak poznać swój potencjał i żeby robić to, co rzeczywiście jest dla mnie życiodajne. Te wszystkie aspekty są w to wpisane.

Link do kanału na YouTube ojca Tomasza >>>

Zdjęcia: Paulina Bręczewska


Jeśli uważasz ten wywiad za wartościowy, podziel się nim ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną! Te osoby na pewno zyskają, a mi będzie przemiło!

Przygotowałam też dla Ciebie prezent – ebooka z ćwiczeniami, dzięki któremu wkroczysz na ścieżkę życia Twoich marzeń. Możesz go pobrać wypełniając poniższy formularz lub wchodząc tutaj po więcej informacji.

Natomiast, jeśli chcesz zobaczyć z kim jeszcze przeprowadziłam wywiady zajrzyj tutaj.

Zapraszam Cię również na moje media społecznościowe, gdzie znajdziesz codzienną dawkę inspiracji i motywacji. ?

Wskakuję na Insta!       Wskakuję na Facebooka!

Dodaj komentarz