Przemyślenia

Święta Bożego Narodzenia z perspektywy nietypowego katolika

Co to znaczy magia świąt Bożego Narodzenia? Czy jest to tylko napompowany marketingowo i konsumpcyjnie slogan? A może kryję się za nim coś więcej? O co tak naprawdę by w tym chodziło?

Magia świąt Bożego Narodzenia… Oczekiwanie na Tego, który przychodzi.

Nie jestem typowym katolikiem. Nie wierzę na ślepo, jeśli czegoś nie rozumiem, to tego nie robię. Jeśli coś ze mną nie współgra, to w to nie idę. I nie chodzi o moment, kiedy np. nie chce mi się usiąść do modlitwy rano, ale np. o chodzenie na roraty rano czy ustalanie jakiś konkretnych postanowień na ten czas oczekiwania.

W tym roku tego nie było – kompletnie tego nie czułam, ale za to bardzo trafiło do mnie Słowo, które mogliśmy w ostatnich dniach kilkukrotnie przeczytać ze sceny, gdy Maryja udaje się do Elżbiety. Elżbieta mówi do Maryi „Błogosławiona, która uwierzyła, że spełnią jej się słowa dane od Pana.” Na maksa mnie to uderza i zatrzymuje i pokazuje też, że ten czas adwentu, to konkretne odpowiadanie Bogu na to, co jakiś czas temu On mi obiecał, w co pokazał, że mam iść.

I to jest niesamowite, że może nie byłam na żadnych porannych roratach, bo może jeszcze tego do końca nie czaję, po co forsować swój organizm i jechać do kościoła. Myślę, że w końcu przyjdzie na to mój czas, bo już czuję, że wewnętrznie bardzo chciałabym to zrozumieć, dlaczego Kościół nas do tego zaprasza, ale nie robię nic na siłę.

Poza tym dostrzegam Boga bardzo mocno w drugim człowieku, w inicjatywach, których się podejmuję i w odwadze w działaniu i w kroczeniu drogą, którą On mi pokazuje.

Wiem, że poleciało dzisiaj mocno religijnością, ale taka już jestem. A z racji, że zależy mi, żeby dzielić się z Wami tym, co jest dla mnie cenne i co działa w życiu, nie mogę pominąć Boga. Bo Święta Bożego narodzenia, to nie tylko prezenty, karp, pierogi, kolędy i czas z bliskimi. To jest piękne i potrzebne, ale to przede wszystkim czas, kiedy możemy na nowo zastanowić się po co jesteśmy na tym świecie, co kryje się za tajemnicą Bożego Narodzenia i do czego może ona nas zaprasza? Może w tym momencie do niczego, ale może jednak gdzieś nas kieruje? Żeby gdzieś pójść? Coś zrobić, przeczytać?

Niech te święta to będzie czas, który faktycznie odciśnie się na nas. Żebyśmy w poniedziałek 27 nie powiedzieli „święta, święta i po świętach”, ale żebyśmy czuli, że te święta w nas pracują, że coś się w nas zadziało. Bóg nie zawsze przyjdzie w gromie, ale często w cichości w tym co kruche i drobne, tak jak przyszedł do Betlejem… Spróbuj dostrzegać Go w tym wszystkim, co piękne Cię spotka… W lampkach na choince, uśmiechu drugiej osobie, w pysznych potrawach… 🙂 Pamiętaj – Pan jest blisko.

Życzę nam wszystkim, żeby te święta to był czas, kiedy otworzymy się na drugiego człowieka.

Ale nie w oczekiwaniu, że on wpasuje się w jakieś nasze normy, ale z otwartością, świadomością i akceptacją, że każdy jest trochę inny. Z otwartością na Boga, który przychodzi w drugim człowieku, w pięknie choinki, w śpiewaniu kolęd. Bo On jest i może przyjść i odmienić Twoje życie. Kwestia, czy uchylisz mu chociaż trochę drzwi i dasz szansę, żeby Ci pokazał, jaki jest niesamowity…?


Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy, podziel się nim ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną! Te osoby na pewno zyskają, a mi będzie przemiło!

A jeśli chcesz przeczytać o tym, jak jest u mnie w domu na święta, zajrzyj tutaj! 

Zapraszam Cię również na moje media społecznościowe, gdzie znajdziesz codzienną dawkę inspiracji i motywacji!

Wskakuję na Insta!       Wskakuję na Facebooka!

Dodaj komentarz