Przemyślenia

Jak radzić sobie z trudnymi i męczącymi zadaniami?

Też tak macie, że czasem totalnie brakuje Wam motywacji, żeby coś zrobić? Z jednej strony wiecie, że to jest potrzebne i poniekąd chcecie sprostać temu zadaniu, ale z drugiej najchętniej ze wszystkiego byście zrezygnowali. A bo się nie chce, bo są ciekawsze rzeczy do robienia, czy po prostu ze strachu.

Napisałam ten wpis ze względu na moją sesję i sposoby, które tu podaję dotyczą radzenia sobie z nauka, ale myślę, że w realizacji każdego ważnego celu można je zastosować. Zapraszam do czytania!

1. Wewnętrzna zgoda na to, że trzeba to zrobić.

Bez tego ani rusz. Ja bardzo się ze sobą zmagałam i na każdy możliwy sposób próbowałam uniknąć nauki, albo wręcz udawałam, że się uczę tu robiąc to, tu tamto. Uczyłam się bardzo wybiórczo. W sumie nic z tego nie miałam – oprócz stresu, że w sumie to prawie w ogóle się nie uczę. Dlatego na sam początek zachęcam Cię, abyś się pogodził z tym, że inne rzeczy idą w odstawkę, a temu poświęcasz swoją energię. 😉

2. Bóg

Nie byłabym sobą, gdybym o Nim nie wspomniała. Wychodzę z założenia, że skoro to mój najlepszy przyjaciel i to jeszcze wszechmocny, to przecież z kogo, jak nie z Niego mam czerpać siły i chęci do działania. Niejednokrotnie doświadczyłam w swoim życiu, że zaproszenie Boga do nauki naprawdę duuużo daje. Mam takie przeświadczenie, że ja to Jemu zawierzyłam i oddałam, wsadziłam swoje 100% i teraz serio, nie mam już takiego wpływu na to jakie będą pytania, czy jak mi pójdzie. Ale On jest wszechwiedzący i może nakierować moją uwagę podczas nauki na konkretne sekwencje. Zwrócić uwagę na to co ważne, czy po prostu dać trzeźwy umysł. Poza tym, mam poczucie, że nie jestem w tym wszystkim sama.  

Obrazek do wszystkich, którzy myślą, że Bóg to wróżka, która za modlitwę może za nas wszystko zrobić. ;D

3. Wytrwałość i wizja przyszłości 

Bez tego nie dałoby rady. Przecież po coś te studia robię, do czegoś mają mi posłużyć. Tutaj każdy warto, żeby sobie odpowiedział po co je robi. Dla jednych motywacją będą wyższe zarobki w przyszłości, dla drugich spełnienie zawodowe, dla trzecich poczucie obowiązku, a dla jeszcze innych po prostu możliwość utrzymania się w grupie z fajnymi ludźmi. Niezależnie co to jest, warto sobie to uświadomić, nakreślić, a nawet wypisać na kartce i w momencie kryzysu wracać do tego. Przypominać sobie, że przecież po coś to robię. Przecież moje wysiłki nie pójdą na marne. 

4. Kawa, ciastka i inne przyjemności. 😉 

Mnie motywuje nazwijmy to sposób „regularnego nagradzania”. Przykładowo: zakładam, że pouczę się 1,5h i potem robię sobie 15-30 min przerwy. W czasie przerwy – oczywiście coś przyjemnego. Na mnie to działa, bo mam poczucie, że już coś zrobiłam – widzę progres.
Poza tym, coś co też pomaga mi się uczyć, to muzyka. Czasem, kiedy kompletnie nie mam ochoty siadać do nauki puszczam coś pozytywnego i leci to sobie w tle. Natomiast kiedy przychodzi moment, że serio – siadam się uczyć, to lubię puścić sobie „Cztery pory roku” Antonio Vivaldi. Według badań ta muzyka stymuluje do nauki i pobudza. Muszę powiedzieć, że faktycznie zdecydowanie lepiej mi się przy niej uczy.

5. Mimo wszystko to czego się uczę jest przydatne

Szczerze powiedziawszy w tym wszystkim mam szczęście. Pomimo tego, że mi się nie chcę i tego, że najchętniej zajęłabym się czymś zupełnie innym, to jednak to czego się uczę jest fajne. Nie wyobrażam sobie studiowania na kierunku, który kompletnie mnie nie interesuje. Np. ja na informatyce, czy medycynie… Niee, to byłaby porażka. Naprawdę przy każdym kryzysie staram się doceniać to, że studia, które wybrałam faktycznie mnie wzbogacają, a nie tak jak w przypadku liceum tylko wypruwają ze mnie energię i zabierają siły, chęci czas i jeszcze stresują maturą. 

Tak poza tym, to nie ma sensu dramatyzować. Nawet jak się nie uda, to będą poprawki (moja mama zawsze tak mówi i myślę, że coś w tym jest!).

Pamiętaj! Każdy cel da się zrealizować ciężką pracą i wiarą w to, że się uda. Poza tym Bóg zawsze jest obok Ciebie gotów wyposażyć Cię w potrzebne siły i wsparcie. 😉

Dodaj komentarz