Szczyt do zdobycia
Z Arkadiuszem Zbozień, działającym pod pseudonimem „Arkadio” spotkałam się w lipcu w niezwykle klimatycznej palarni kawy na rynku w Nowym Sączu. Arkadio jest raperem. Pomysłodawcą ogólnopolskiej akcji „Rób to co kochasz” oraz autorem dwóch, fascynujących książek o odkrywaniu swojej życiowej drogi. Potrafi zjednać sobie uwagę bardzo trudnej młodzieży, ponieważ w jego świadectwu wychodzenia z uzależnień i długów może odnaleźć się wielu. Na wywiad przyszedł promieniejąc dobrą energią. Był bardzo ciekawy, czym dokładnie się zajmuje i dlaczego przyjechałam do niego aż z Poznania, więc zanim włączyłam dyktafon rozmawialiśmy dobre dwadzieścia minut. Finalnie oczywiście role się odwróciły, a ja zapytałam mu się m.in. o to, czy każdy ma do zrobienia coś niesamowitego na tym świecie? Jak wychodzić z uzależnień zarówno tych od narkotyków, jak i papierosów? A przede wszystkim, jak odkryć swoją życiową ścieżkę i czuć w swoim życiu sens.
Już od podstawówki tworzyłeś rap. Na początku jak sam określasz, było to głównie wyrzucenie swoich emocji. Nie przynosiło Ci to przez długi czas zbytnich zysków finansowych. Czym teraz jest dla Ciebie muzyka?
W muzyce przede wszystkim skupiam się na tym, co kryje się za tekstem. Od małego, nawet jak moje życie było bez sensu, a mój rap był o tym, że wiele rzeczy jest źle, stale kryła tam się treść. Dla mnie hip-hop zawsze wiązał się z tym, jak w prosty sposób przenieść mega emocje i treść.
Teraz muzyka tak naprawdę jest obecna cały czas w moim życiu. Jest ona moją codziennością, pracą, wytchnieniem. Niezwykle jaram się z tego, że moja codzienność wygląda dzisiaj tak, jak kiedyś o tym marzyłem.
Jak wyglądało dojście do tego, żeby ta codzienność stała się taka, jak chciałeś? Jaka była ta droga?
Robiłem małe kroczki. W moim przypadku wiele rzeczy zadziało się spontanicznie.
Nie było to trudne, bo starałem się nie skupiać na przeszkodach, tylko szukać nowych możliwości. Chwytać nowe projekty, współprace, miejsca do odwiedzenia. Tak jak Ty przyjechałaś z Poznania, żebyśmy mogli pogadać. Też miałem mnóstwo takich kroków, które trzeba było wykonywać, a które na pozór nie przyniosły od razu owoców, ale w konsekwencji złożyły się na całość. Przykładowo pojechaliśmy zagrać koncert za darmo, ale z tego koncertu później ktoś nas zaprosił gdzieś dalej, za co już zapłacił.
Co byś powiedział osobie, która ma jakiś pomysł, ale widzi głównie przeszkody i której ciężko jest się zmobilizować do działania?
Nie ma takiej ogólnej rady, bo każdy człowiek to trochę inna karta, inna historia. Jak powiesz, że ważne są wytrwałość i konsekwencja, to jednego to odrzuci i należałoby mu powiedzieć: zrób jeden mały kroczek i na razie się nie zastanawiaj nad tym, co więcej. Może ta jedna rzecz pokaże tej osobie coś dalej.
Drugi natomiast ma taki charakter, że przyjmie na klatę, że być może trzeba się nastawić na to, że przez pierwsze dwa lata w ogóle nie będzie zewnętrznych efektów naszego działania. Ale pomimo tego wytrwale niech się doskonali i zobaczy, co z tego będzie za jakiś czas.
Bardzo lubię duchowość ignacjańską i to, co mówił św. Ignacy o tym, żeby podjąć decyzję na temat tego, co chce się robić. Odkryć na jakiś czas swoją misję i działać powiedzmy przez rok.
Nie zadawać sobie codziennie tych samych pytań– czy warto, czy na pewno, czy tak, tylko poświęcić jakiś czas. Założyć sobie, że to potrwa przykładowo rok, a później po tym roku przyjrzeć się, co to spowodowało. Choćby to miał być tydzień z jakąś drobną rzeczą, ale żeby konsekwentnie to robić i po tym konkretnym czasie zobaczyć z boku, co się dzięki temu wydarzyło. Czy to jest dalej droga dla danej osoby, czy coś zmienia i znowu rusza do działania.
A co, jeśli podjęło się złą decyzję?
Lepszym jest spróbowanie, nauczenie się czegoś i zdobycie doświadczenia związanego z podjęciem tej próby, niż siedzenie bezczynnie.
Myślisz, że każdy ma życiową misję? Czy są jakieś wyjątki od reguły?
Każdy jest wyjątkowy i że każdy ma do zdobycia swój szczyt. Pytanie tylko, jaki on jest. Warto się zastanowić, co to jest w ogóle sukces? Mnie zafascynował Max Lucado w książce pt.: „Wieloryb nie może latać”. Napisał w niej: sukcesem w Twoim życiu jest, kiedy na co dzień możesz robić to, w czym jesteś najlepszy. Na tamtym etapie mojego życia pomyślałem sobie: kurde ja bym tak chciał. Zrozumiałem, że jeżeli odkryję swoje talenty, ponazywam je i będę nimi żył w codzienności, to będę najlepszy dla swoich bliskich, bo to moje działanie będzie sensowne.
Były badania, prowadzone przez Bronnie Ware. Pięć rzeczy, których żałują ludzie pod koniec życia. Wynika z nich, że pierwsza jest właśnie taka, że nie poszli za tym, co mówiło im serducho. Za ich pomysłem na siebie, a żyli tak jak mówił świat i inni ludzie.
Zgadzam się z Tobą bardzo. Powszechna definicja sukcesu może być krzywdząca. Też ją zawsze obalam, bo sukces dla każdej osoby może być tak naprawdę czymś innym. Teraz kwestia, czy w obliczu tego, uważasz, że są zawody lub zainteresowania lepsze i gorsze?
Są zawody i zainteresowania lepsze i gorsze dla konkretnej osoby. Instytut Gallupa mówi o tym, że mamy pewną skarbnicę zasobów, talentów, które możemy w życiu ponazywać, odkryć, za nimi iść i w nich osiągnąć dobrze pojęty sukces. Możemy jednak też zabrać się za te, w których nie ma w nas potencjału. Można całe życie robić coś, do czego nie jesteśmy powołani. To jest chyba największa tragedia (wracając do Bronnie Ware), jak ktoś na łożu śmierci odpowiada, że najbardziej żałuje tego, że nie poszedł za tym, co miał w serduchu. Za tym, w czym faktycznie mógłby się rozwinąć. I znowu, nie w oczach świata, ale w takim poczuciu, że on czuje, że to ma sens i wartość dla niego.
Czym są dla Ciebie marzenia?
Lubię pytać, skąd są twoje marzenia. Przykładowo ktoś chce pojechać do Hiszpanii. Od razu pytam, dlaczego? Dlatego, że chce zobaczyć zabytki, poznać kulturę, nauczyć się języka, poznać kuchnię? Skąd ono jest?
Marzenia są dla mnie takim obrazem tego, co nosimy w serduchu. One pokazują jakiś kierunek, są drogowskazem. Za nimi coś się kryje i skądś się biorą. Są mega istotne.
Co powiedziałbyś osobie, która musi podjąć ważną decyzję życiową czy zawodową i z jednej strony czuje dużą presję ze strony rodziców, a z drugiej nie ma zbytnio doświadczenia w rozwoju czy poznawaniu swoich pasji, ponieważ w dzieciństwie rodzice jej nie wspierali i nie dali możliwości rozwoju?
Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi na myśl, to znalezienie przestrzeni i bezpieczeństwa, żeby nad taką decyzją w ogóle móc się zastanowić i pomyśleć. Można rzucić wszystko, zbuntować się na wszystkich i mieć podejście, że poradzi się samemu, ale to nie jest mądre. Trzeba zawalczyć, nie o to, co ma się robić, tylko o to, jak w ogóle to odkryć. Jak ma się o tym pomyśleć i w jakim czasie można to zrobić. Dobrą opcją byłoby znalezienie czasu, żeby gdzieś pojechać na tydzień czy dwa i pomyśleć centralnie o tym. Porobić różne testy osobowości. Trzeba powalczyć o to, żeby w ogóle się nad tym tematem zastanowić i podejść do niego na poważnie. Nie z postawą przegranego, że się tego nie dostało, więc jest przypał. Ale z podejściem okey, jestem w takiej sytuacji i jeśli chcę podjąć dobrą decyzję, to przede wszystkim muszę wygospodarować czas, żeby się tym zaopiekować na poważnie.
Zmieniając trochę temat, byłeś kiedyś uzależniony i wyszedłeś z niemałego bagna (polecam książkę, gdzie Arkadio dokładnie opisał, co się działo). Wiesz, co to znaczy zmagać się z trudnościami z tym związanymi, więc co byś powiedział takiej osobie, która zmaga się z uzależnieniem i nie potrafi sobie z nim poradzić?
Wszystkie nałogi są pochodną dużo głębszego problemu. Niewiary w siebie, braku wsparcia, braku miłości. Tyle razy się powtarza, że ktoś nie dostał wsparcia od mamy i taty, że to może aż błaho brzmieć, ale to jest bardzo istotne i naprawdę z tego bardzo często biorą się nałogi.
Dlatego przede wszystkim poszukałbym tej przyczyny trochę głębiej. Pytanie też, jeśli ktoś sobie nie radził pierwszy, drugi czy trzeci raz, to czy nie radził sobie sam, czy ze wsparciem kogoś z boku? Jakiegoś terapeuty, czy kogoś, kto byłby dla niego wsparciem? Dzisiaj terapia jest coraz bardzo powszednia. Warto się na nią udać, to nie jest już wstyd, że ktoś idzie do terapeuty czy psychologa, żeby porozmawiać.
A jak to było u Ciebie?
W swoim życiu długi czas miałem postawę, że ja sobie sam poradzę i że nie potrzebuję innych ludzi do współpracy. Nauczyłem się jednak, że to jest droga do nikąd. Czerpanie od innych jest najpiękniejszą i najłatwiejszą możliwością, bo skoro są dobrzy terapeuci, to dlaczego nie skorzystać z ich pomocy? Okey, można trafić nieciekawie, dlatego wcześniej warto dobrze poszukać, ale mimo wszystko warto z tego skorzystać.
Wiem, że to brzmi prosto czy żenująco, ale udałbym się w takiej sytuacji walki z uzależnieniem po pomoc.
Jak można trafić do takiej osoby, która uważa, że sama sobie poradzi?
Szukam odpowiedzi na to pytanie, bo z jednej strony obserwuję, że dopóki ktoś nie sięgnie swojego wielkiego dna, nie zaryje mordą o glebę, to nie otworzą mu się oczy na to, żeby faktycznie spojrzeć na swoje życie i to znowu jest związane z różnymi osobowościami. Ja byłem na tyle uparty, że musiałem trochę dostać po dupie od życia, żeby w ogóle otworzyć się na to, że mogę brać lekcje od innych osób. Że ktoś może mnie zainspirować i mogę się nauczyć na jego błędach. Nie muszę ich już popełniać, tylko mogę wyciągnąć od niego wnioski.
Nie ukrywajmy, czasami są sytuacje już nieodwracalne. Ktoś tak zawali, ma takie konsekwencje, że po ludzku ciężko się z tego wydostać. Wtedy dzieją się cuda i w pewien sposób, w tej perspektywie to jest piękne.
Jak myślisz, skąd bierze się wstyd i obawa przed poproszeniem o pomoc? Skąd bierze się to podejście, że człowiek sobie sam poradzi?
Chyba z takiego przeświadczenia, że musimy sobie ze wszystkim sami poradzić. Ktoś nas tak nauczył albo mamy jakiś lęk, że coś niefajnego wyjdzie na jaw. To, że mamy trochę nieodsłonięte karty przed samym sobą. Brak przyznania się, że faktycznie mamy z tym problem. Jak ktoś próbuje radzić sobie sam, to uważa, że jeszcze do końca nie ma problemu. Widzi go, ale przecież go ogarnia, bo radzi sobie sam. To się bierze z nie potraktowania sprawy na poważnie.
Myślisz, że zawsze dla człowieka jest nadzieja?
Dopóki ktoś żyje, oddycha i funkcjonuje świadomie, to jest nadzieja. Ale znam historię, w których jeden z bohaterów programu „Ocaleni” wziął z żoną ostatnią dawkę koksu z taką myślą, że to jest ostatnia i po niej z tym kończą, a jego żona zmarła po tej dawce. Na kolejny dzień mieli iść na detoks, ale ona zmarła… To jest przypał, a niestety są takie sytuacje. Dla mnie to jest nie do pojęcia. To tyle waży, że nawet nie wiem jak się do tego odnieść. Konsekwencje tych działań są.
Nie ma sensu czekać…
Nigdy nie lubię i to nie jest mój styl, żeby dawać komuś przykład strasząc, bo to nie działa. Jak mnie straszyli, to szedłem i robiłem jeszcze bardziej, ale konsekwencje są. To jest jasne.
A skąd czerpać taką siłę? Jedno, to do tej walki, jeśli stajemy przykładowo przeciwko uzależnieniom czy takim trudnościom, które widać. A dwa, skąd brać siłę do tego realizowania siebie i walki o swoje marzenia?
Ludzie często biorą tę siłę z innych ludzi. Robią to dla rodziny, dla bliskich i to jest piękne i szlachetne. Natomiast, jeżeli za tym nie idzie, że ktoś robi to też dla siebie, bo szanuje swoje życie i pomimo tego, że nie jest idealne, to chce je lubić i o nie powalczyć, to może być bardzo ciężko. Można tę siłę zabierać też z wiary i to jest mi najbliższe. Z tego, że każdy z nas jest wyjątkowy i został po coś stworzony. Jak to mawia o. Adam Szustak: Każdy ma tutaj jakąś robotę do zrobienia i jest dziura, której nikt inny nie wypełni, jeśli ty jej nie wypełnisz. Mega w to wierzę.
Jaki był przełomowy moment w Twoim życiu?
Pamiętam taki moment, kiedy jeszcze spłacałem swoje długi i było trochę problemów z przeszłością, ale już walczyłem o nowe. Robiłem hip-hop, miałem dwie/trzy płyty, ale nie przynosiły większych owoców. Żeby spłacić długi i utrzymać się po studiach robiłem na ochronie. Mieliśmy dni miasteczka nieopodal Nowego Sącza i główny artysta wjeżdżał na scenę. Jedyne, co mogłem wtedy zrobić, to podnieść mu szlaban, żeby wjechał, chociaż w serduchu miałem: kurde, ja chciałbym być na tej scenie. Z jednej strony to było trudne, ale z drugiej moja konstrukcja jest taka, że mnie to też mega zmotywowało. Wiedziałem, że jak będę wytrwały w robieniu swojej pracy, to w końcu będą tego owoce.
A co, jeśli pojawia się zniechęcenie?
Znowu sprowadzamy się do konsekwencji i wytrwałości. Ostatnio do mnie przyszła taka myśl, że to Pan Bóg jest panem czasu i owoców. Ty robisz swoje, z największym zaangażowaniem, jakie możesz, a resztę zostawiasz Jemu. Owoce może przyjdą w zupełnie innym czasie niż się tego spodziewasz i w zupełnie innej formie, ale jeśli będziemy wytrwali, to finalnie na pewno nam się to opłaci.
Link do profilu Arkadio >>>
Miejsce: Palarnia Kawy Amakuru
Zdjęcia: Julia Miksztal
Jeśli uważasz ten wywiad za wartościowy, podziel się nim ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną! Te osoby na pewno zyskają, a mi będzie przemiło!
Przygotowałam też dla Ciebie prezent – ebooka z ćwiczeniami, dzięki któremu wkroczysz na ścieżkę życia Twoich marzeń. Możesz go pobrać wypełniając poniższy formularz lub wchodząc tutaj po więcej informacji.
Natomiast, jeśli chcesz zobaczyć z kim jeszcze przeprowadziłam wywiady zajrzyj tutaj.
Zapraszam Cię również na moje media społecznościowe, gdzie znajdziesz codzienną dawkę inspiracji i motywacji.