
Inicjatywa prowadzi dalej
Z Dagmarą Kokoszką-Lassotą, członkinią międzynarodowej organizacji Neuromarketing Science & Business Association oraz American Marketing Association, autorką książki „Zupełnie zwykła historia” oraz kobietą, która się nie poddała w naprawdę hardckorowych momentach, spotkałam się online. Rozmowa z Dagmarą to była czysta przyjemność, a radość, która od niej uderza, naprawdę dodaje skrzydeł. Porozmawiałyśmy o trudnościach na rynku pracy, zmianach w karierze, odkrywaniu swojej wymarzonej ścieżki, ale też o przemocy w rodzinie i toksycznych relacjach. Zapraszam do przeczytania historii, w której odkryjecie, że z naprawdę wielkiego dna można się odbić i mieć zarówno satysfakcjonującą karierę, jak i piękną miłość…
Jak odkryłaś, że marketing to jest to, czym chcesz się zajmować w życiu?
Tak szczerze, do dzisiaj nie wiem, czy ja ten marketing lubię tak na sto procent. Czasami mam takie dni, że myślę, że to wszystko zostawię i zaczynam się zastanawiać, na co by się przekwalifikować (śmiech). Jednak jak zaczynam analizować, co mogłabym robić, to nic innego mi nie pasuje. Próbowałam wielu innych rzeczy, jednak ostatecznie i tak wracałam do marketingu. To już chyba moje przeznaczenie!
Czyli dużo próbowałaś?
Tak, u nas w społeczeństwie bardzo często jest tak, że jeśli nie masz wykształcenia w jakimś kierunku, to jak najbardziej możesz w tym zawodzie pracować, ale jak trafisz na kilka osób, które się przyczepią, że nie masz skończonych studiów z danego zakresu, to bywają momenty, że zaczynasz się zastanawiać, czy na pewno powinieneś to robić. Ja tak miałam i stąd próbowałam swoich sił w innych zawodach, do których wydawało mi się, że mam większe kwalifikacje. Ze względu na magistra z zarządzania pracowałam m.in. przez ponad rok w kadrach w szkole. Myślałam, że to jest stabilna praca i że tak powinno wyglądać życie dorosłego człowieka, ale po roku stwierdziłam, że to nie dla mnie. Prowadziłam też w międzyczasie zajęcia taneczne dla dzieci. To było super, ale ciągle miałam poczucie, że to nie jest to.
Co byś doradziła młodej osobie, która zastanawia się nad życiem? Jak taka osoba może zacząć odkrywać siebie?
Fajnie jest zrobić coś w praktyce. Czasami mówię: załóż swój biznes, zrób coś małego, ale swojego. Nie od razu z wielkimi inwestycjami, bo najgorsze, co można zrobić, to całe oszczędności życia w coś zainwestować nie wiedząc, czy to w ogóle ma sens. Fajnie jest po prostu robić to nad czym myślimy w praktyce. Im dłużej będziemy siedzieli w bańce teorii, tym trudniej będzie nam się później odnaleźć w realnym świecie biznesu, który nie jest łatwy. Chodzi zarówno o rzeczy internetowe, jak i o coś fizycznego. Warto rzucić się na głęboką wodę i po prostu spróbować.
Prawda, chociaż to rzucenie się na głęboką wodę może być dla wielu osób zbyt trudne. Co w takim wypadku byś powiedziała?
Zaczynałam od tego, że dogadałam się z lokalną firmą. Prowadziłam im Facebooka, dzięki czemu mogłam przetestować moją wiedzę od razu na żywym organizmie. To jest bardzo dobry krok, żeby podjąć współpracę z kimś kto prowadzi jakąś firmę i zwyczajnie mu pomóc. Nawet na początku robiąc to za darmo. Śmieję się do dzisiaj, że moja pierwsza wypłata w zawodzie to był bon na ubrania.
Z tego, co mówisz wyłapuję dwie ważne aspekty: wychodzenie ze swojej bańki i próbowanie.
Całą karierę zbudowałam na wychodzeniu z inicjatywą. To totalnie nie leży w mojej naturze, bo jestem człowiekiem, który w ogóle mógłby się nie wychylać i po godzinach uwielbiam się zamknąć w pokoju, siedzieć w domu i nie zwracać na siebie uwagi, ale zawodowo tak się nie da.
Co robiłaś?
Sama pisałam do firm. Niezależnie czy mieli aktualnie jakąkolwiek rekrutację. W najgorszym wypadku mogli po prostu nie odpisać albo napisać „nie, dziękujemy”.
Też z takiego założenia wychodzę.
Ja do tej pory tak robię. Każda rekrutacja, miejsce, do którego się dostawałam i osoba, z którą współpracowałam, „zadziały się”, bo wyszłam z inicjatywą. Kiedyś pewna aktorka poszukiwała kogoś do marketingu. Widziałam, że szukają kogoś stacjonarnie w Warszawie, więc w pierwszej chwili pomyślałam, że to nie ma sensu. Po przemyśleniu doszłam do wniosku, że w sumie co mi szkodzi, napiszę. Zrobiłam to! Napisałam do nich maila, nie odezwali się. Powiedziałam sobie, trudno, nic takiego się nie stało. Nagle po jakiś czterech tygodniach dostałam wiadomość, że mój mail im gdzieś zaginął, ale go odnaleźli i zapytali, czy dalej jestem chętna na tę współpracę. To było super. Spróbowałam i się udało. Co mogłoby się w najgorszym wypadku wydarzyć? Po prostu by mi nie odpisali. Trzeba do tego podejść tak na spokojnie, uda się, to się uda, nie to nie i to nie będzie koniec świata. Znam mnóstwo przykładów, nie tylko u siebie, gdzie po wielu latach coś się komuś wreszcie udaje.
Jak doświadczyłaś trudności na swojej drodze?
Kilka lat temu zrezygnowałam z pracy w jednej firmie, żeby pójść do drugiej ze względu na to, że miałam szansę zostać kierownikiem marketingu. Jednak po przyjściu okazało się, że wcale nie zostanę kierownikiem marketingu, tylko tak naprawdę zostałam taką osobą od wszystkiego i od niczego. Bardzo żałowałam decyzji, że odeszłam z poprzedniej pracy. Nie było mi tam źle, tylko chciałam pójść o krok dalej. Mocniej się rozwinąć. Pracowałam w tej nowej pracy miesiąc i widziałam, że już dłużej nie dam rady.
Co się stało?
Jestem typem człowieka z silnym poczuciem sprawiedliwości. Jeśli się na coś umawiam – to tego oczekuję. Szczególnie w kwestii pracy. Skoro zostawiłam dobrą pracę dla czegoś jeszcze lepszego, to chciałam czuć, że robię coś ważnego. Jednak bardzo szybko nadeszło takie poczucie, że się do niczego nie nadaję. Że robię rzeczy, które mógłby zrobić każdy – nawet bez najmniejszego doświadczenia. Jak to zawsze w moim przypadku bywa, organizm zaczął się buntować i doszła do tego nagła choroba. To przypieczętowało moją decyzję o odejściu. W międzyczasie zaczęłam pisać ze Sprawnym Marketingiem o możliwości potencjalnej współpracy etatowej. To dało mi nadzieję, że może coś jednak się zmieni na lepsze. Mam taki plus, że mój mąż się na wiele zgadza i bardzo mnie wspiera, więc powiedział mi wtedy rób, co chcesz, jakoś sobie damy radę. Podjęłam to ryzyko, mimo faktu, że byłam matką dwójki dzieci i naprawdę wiedziałam, że to dość kontrowersyjna decyzja. Rekrutacja trwała ponad dwa miesiące. Udało mi się dostać do ostatniego etapu i nagle dostałam maila, że jednak pracę dostała inna osoba. Płakałam wtedy całą noc. Myślałam, że świat mi się zawalił i nic dobrego mnie już nie czeka. W końcu chciałam spełnić swoje marzenia. Dostałam cenną lekcję od życia. Nie powinnam wtedy zmieniać tej pracy. Nie miałam pojęcia, co robić. Moje standardowe zachowanie w takich sytuacjach to zabranie gdzieś mojego męża i dzieci. Wyjazd z dala od obecnej sytuacji, problemów i żali. Pojechaliśmy więc na kilka dni nad morze. W międzyczasie trochę się pozbierałam i zaczęłam składać CV w różne miejsca.
Co się wydarzyło?
Była jedna dziwna rekrutacja. Nie było napisane do kogo, ale zaaplikowałam. Podczas rozmowy nie powiedzieli mi wprost jaka to firma i o co dokładnie chodzi. Wiedziałam tylko, że stanowisko wiąże się z przeprowadzaniem audytów marketingowych i prowadzeniem działań edukacyjnych. Nie obiecywałam jednak sobie zbyt wiele – miałam uraz po wcześniejszych doświadczeniach. W czasie tego wyjazdu nad morze dostałam jednak telefon z informacją, że zostałam wybrana. Firmą, do której się dostałam był wielki gigant internetowy – Google! Pomyślałam sobie wtedy: ja piernicze, myślałam, że to koniec świata. Zostawiłam pracę, nie dostałam się do Sprawnego Marketingu, a tu taka niespodzianka! Ta sytuacja pokazała mi, że kiedy jest taki kryzysowy moment, trzeba go przetrwać i szukać kolejnych możliwości.
Czym są dla Ciebie marzenia?
Dla mnie od zawsze to było coś, co powodowało, że nie stałam w miejscu. Tym się często różniłam od innych. Od dziecka zarzucali mi, że jestem takim typem z głową w chmurach. Nigdy nie żyłam tu i teraz, tylko zawsze patrzyłam dalej. Jestem z małej miejscowości. Pamiętam, że wszyscy mówili, że na studia pojadą tam, gdzie blisko, czyli do Wrocławia, a później ewentualnie wrócą w rodzinne strony. Ja natomiast zawsze myślałam, że chciałabym czegoś więcej. Większość z tych marzeń, o których kiedyś mówiłam, spełniła się do dzisiaj, więc to nie jest tak, że ja sobie tylko myślałam i mówiłam puste słowa, tylko dzięki temu, że miałam je z tyłu głowy, udało mi się do tego dojść. Dzięki marzeniom wiem, czego chcę i staram się to osiągać.
Czyli uważasz, że marzenia są ważne?
Dla mnie są bardzo ważne. Doprowadziły mnie do momentu, w którym jestem teraz i będą mnie prowadziły dalej, bo wiem, że jest jeszcze dużo rzeczy, które chcę zrobić i skończyć.
Pochodzę z rodziny, w której moich rodziców nie było stać na żadne dodatkowe zajęcia dla mnie. Zawsze było ciężko. Nikt w mojej rodzinie nie prowadził firmy, nie wyjeżdżał poza nasze rodzinne miasto. Gdybym nie podjęła ryzyka, to po prostu poszłabym tym utartym schematem. A ja poszłam totalnie swoją drogą. Czasami błądziłam, ale dzięki temu dowiedziałam się, co mi się w życiu podoba, a co nie. Lepiej siebie znam.
Czy Twoim zdaniem łatwo jest osiągnąć sukces w świecie biznesowo-zawodowym?
Nie ma gwarancji na sukces. Przepisu, że jak zrobi się to i to, przerobi taki i taki kurs, to na pewno się uda. Wiedza, doświadczenie w połączeniu z ciężką pracą nadal mogą nam nie przynieść tego sukcesu. Mi naprawdę kilka razy pomogło szczęście, ale też ważne jest to, że ja o to szczęście zabiegam. Nie jest tak, że siedzę i czekam, aż ono mi spadnie z nieba, tylko tak jak mówiłam – kombinuję i szukam opcji. Czasem zdarza się seria kiepskich sytuacji, ale ten los kiedyś się odmieni. Może być tak, że osiemdziesiąt osób nam odmówi, ale jedna powie okey i to już nas przybliża do tego sukcesu.
Dagmara, wydałaś też książkę nie marketingową, opartą na Twojej życiowej historii pt.: „Zupełnie zwykła historia”. Jestem Ci za nią bardzo wdzięczna, ponieważ wiele wniosła na mojej drodze do dorosłości. Porusza ona ważne problemy relacji damsko-męskich. Zastanawiałam się, co byś powiedziała takim osobom, dziewczynom, które tkwią w bezsensownych związkach? Relacjach, które ich nie ubogacają?
Coś, czego mi brakowało te parę lat temu, to, żeby ktoś zwyczajnie mi powiedział, że może być lepiej. Że nie muszę tkwić w relacji, w której nie czuję się dobrze sama ze sobą. Relacji, w której nie czuję się kochana i bezpieczna. Za pierwszym razem, mój mąż po prostu ode mnie odszedł i gdyby on tego nie zrobił, to ja pewnie dalej bym tkwiła w związku, który zwyczajnie nie miał sensu. Za drugim razem mój partner zostawił mnie po wypadku samochodowym, któremu uległam i nigdy więcej się ze mną nie kontaktował, z wyjątkiem spraw sądowych. To był bardzo trudny czas w moim życiu. Czas, w którym otaczałam się ludźmi, którzy jeszcze bardziej utwierdzali mnie w tym, że przecież nic złego się nie dzieje. Że tak wygląda życie.
Ktoś Ci mówił, że przesadzasz, tak?
W pierwszym małżeństwie ludzie mi mówili, że na pewno nie jest aż tak źle. W końcu mamy dziecko, więc się dogadamy. To powodowało, że dalej w tym tkwiłam. Na szczęście miałam przyjaciela, który mnie szturchał w takich sytuacjach i nie raz dosadnie powiedział, co o mnie myśli. Głównie on mnie tak otrząsał, jak zaczynałam gadać głupoty. Otrząsa mnie do dziś, teraz już będąc moim mężem.
Ważną rolę odegrał w Twoim życiu?
Faktycznie bardzo wiele mu zawdzięczam. Jest moim totalnym przeciwieństwem. Realistą, który twardo stąpa po ziemi i widzi zagrożenia, zanim jeszcze się pojawią. Czasami kłóciliśmy się i długo nie odzywaliśmy się do siebie, bo nie potrafiłam znieść tego, że on mi mówi szczerze, co on myśli o mnie i sytuacji, w której się znalazłam. Jednak dzisiaj wiem, że to mi bardzo pomogło. Zrozumiałam, jak cenne jest to, żeby mieć obok siebie taką osobę, która w odpowiednim momencie powie STOP i zapyta, czy naprawdę to wszystko powinno tak wyglądać. Wiele lat temu bywały takie sytuacje, gdzie po naprawdę hardckorowych sytuacjach uciekałam z domu. Mój były mąż przyjeżdżał, stawał na parkingu i pisał mi sms-a, że mam dziesięć minut, żeby wrócić do samochodu. Nawet bez przepraszam. A ja co robiłam? Zabierałam wszystkie rzeczy i leciałam, bo miałam dziesięć minut. I ślepo w to brnęłam. Nie mówiłam nikomu o takich sytuacjach i obwiniałam się o wszystko. Bo może ja zrobiłam coś nie tak? A co inni powiedzą, jak się dowiedzą? Teraz wiem, że nie należy się zastanawiać, co rodzina powie, jak zareaguje dziecko, bo czasem po podjęciu decyzji o rozstaniu, może być sto razy lepiej niż nam się wydawało.
Czyli głównie wskazałabyś, żeby szukać wsparcia u innych?
Tak, ale też, jak jest źle, to intuicyjnie idziemy się wypłakać do osób, które są podobne do nas, a to nie pomoże. Fajne są takie przeciwieństwa, jak ja jestem z moim mężem. Wtedy on był jedyną taką trzeźwo myślącą osobą w moim otoczeniu, ale nie chciałam mu też mówić o wszystkim (za co ma żal do dziś!), bo szybko by mi powiedział, że powinnam zakończyć tę toksyczną relację. Dlatego próbowałam rozwiązywać swoje problemy samodzielnie lub radząc się osób myślących tak, jak ja. Tacy ludzie upewniali mnie, że małżeństwo to świętość i jeśli powiedziałam A, to trzeba powiedzieć B i muszę brnąć w ten związek bez względu na wszystko. Nadszedł jednak moment, kiedy zwyczajnie pękłam. Opowiedziałam mojemu najlepszemu przyjacielowi o wszystkim i on pomógł mi się pozbierać. Gdyby nie on… nawet nie chcę myśleć, jak moje życie by dziś wyglądało! Pewnie nadal bym się obwiniała o wszystko.
Kiedy ostatecznie rozstałam się z moim pierwszym mężem, miałam dwadzieścia dwa lata i strasznie mnie przerażało to, że biorę rozwód. Ludzie w tym wieku dopiero zaczynają życie, a ja już sobie je zmarnowałam. Cieszę się jednak, że miałam obok siebie takiego przyjaciela, który mimo wszystko zawsze wspierał mnie i mówił mi, że jestem wartościową osobą i że jeszcze znajdę swoje szczęście. Takie chłodne podejście kogoś z zewnątrz, kiedy jest się osobą tak emocjonalną, jak ja bardzo pomaga. A finalnie po wielu zawiłościach i pracy, jaką włożyłam zarówno w relacje, jak i w pracę zawodową mogę powiedzieć, że jest już dobrze.
Link do profilu Dagmary >>>
Link do książki „Zupełnie zwykła historia” >>>
Jeśli uważasz ten wywiad za wartościowy, podziel się nim ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną! Te osoby na pewno zyskają, a mi będzie przemiło!
Przygotowałam też dla Ciebie prezent – ebooka z ćwiczeniami, dzięki któremu wkroczysz na ścieżkę życia Twoich marzeń. Możesz go pobrać wypełniając poniższy formularz lub wchodząc tutaj po więcej informacji.
Natomiast, jeśli chcesz zobaczyć z kim jeszcze przeprowadziłam wywiady zajrzyj tutaj.
Zapraszam Cię również na moje media społecznościowe, gdzie znajdziesz codzienną dawkę inspiracji i motywacji.
Zobacz również

Relacje rozpoczynaj od siebie!
17 sierpnia 2020
Kim jest Bóg, w którego wierzysz?
23 stycznia 2020